kilka rozdziałów jej ksia¿ki. Wydrukował komputerowy Co gorsza, obawiała się, że to się nigdy nie zmieni. klimatyzację na najwyższy poziom, opuściła szybę i wykręciła kierownicę. Kiedy stary pikap Nevady oddalił się napływa jej do ust. kurczyło, cos sciskało ja za serce, jakby... jakby nic, czego w - Nie... o ile pamietam, ale nie pamietam wiele. - Twarz okularami. - To nieprawda, kochanie. Ja tylko... nie aprobuje tego, co na jego twarzy, te sama ¿yłe, pulsujaca na jego czole. Dziwka, - Ja też jadę! - wrzasnął Donny. pod biurko. Zgasiła swiatło i jednym susem wskoczyła do wiec tak to jest byc dwojgiem przeznaczonych sobie ludzi Raz po raz padało słowo madre. Wprawdzie Shelby niewiele z tego rozumiała, ale trudno było pomylić takie - Czyli stuknięta?
Zacisnał usta, wspominajac zmia¿d¿ona karoserie, potłuczone Findley miał się spotkać z klientem o pierwszej. Dochodziła trzecia. Shelby ponownie zerknęła na zegarek, nazwisko. - Popatrzył Nevadzie prosto w oczy.
Nie było jej. Nie było. A on nie mógł znieść tej myśli. Badacz Łańcuchów znów na chwilę zamilkł, lecz tym razem Mały Książę się nie dopytywał. Mark wierzył w to, co mówił. Był zdeterminowany, pra¬wy, uczciwy. Zależało mu na dobru innych. I miał charakter.
Billy miał wypadek. Właśnie wróciłem ze szpitala. Nasze nieplanowane spotkanie w barze przeszkodziło w sfinalizowaniu transakcji z Watkinsem. Nie dziwota, że był taki wściekły wtedy, na drodze. Nadal mu nie zapłaciłeś i Klaps się wściekał. Podejrzenia zaczęły się skupiać na nim, zamiast na tobie. W desperackim odruchu poszedł do Sayre i sprawił, że Scott skoncentrował się na motywie bratobójstwa. Doprowadził do tego, że zaaranżowałeś wreszcie spotkanie z Watkinsem dziś rano, w obozie rybackim. - Założę się, że skończyłeś studia prawnicze z wyróżnieniem, Beck - uśmiechnął się Chris. - Jesteś bardzo sprytny, muszę przyznać. Zmartwię cię jednak, ponieważ pod przysięgą zeznam jedynie to, że Klaps Watkins wpadł do chaty, wymachując nożem i grożąc, że za chwilę z ogromną radością zabije swojego drugiego Hoyle'a. - Nie wątpię, że tak to się właśnie odbyło, Chris. Po prostu pojawił się wcześniej, niż się spodziewałeś. Chciał cię zaskoczyć, ponieważ ci nie ufał i słusznie. Nawet Watkins był na tyle mądry, by zdawać sobie sprawę, że nie wręczysz mu pieniędzy za zlecenie i pozwolisz tak po prostu odejść. W chwili, gdy zgodził się na zabicie Danny'ego, podpisał na siebie wyrok śmierci. - Proszę, Beck. Nie rozczulajmy się nad Klapsem. Od samego początku chciał mnie wystawić do wiatru. Jak sądzisz, dlaczego zostawił zapałki w domku? Beck zastanawiał się przez chwilę, co powinien zrobić. Mógł teraz wyjść, zwyczajnie odwrócić się i odejść. Pojechać do Sayre i spędzić resztę życia, kochając ją. Do diabła z Chrisem i Huffem, ich oszustwami i korupcją, z ich śmierdzącą, śmiertelnie niebezpieczną fabryką. Był już tak cholernie zmęczony całą tą walką i grą pozorów. Chciał zrzucić z siebie jarzmo odpowiedzialności, zapomnieć, że kiedykolwiek znał Hoyle'ów. Niech ich piekło pochłonie. Tego właśnie pragnął Beck. Mógł też zostać i zrobić to, do czego się zobowiązał. Pierwsza opcja była bardzo przyjemna, druga przesądzona. - To nie Watkins podrzucił pudełko zapałek w chacie, Chris. - Spojrzał mu prosto w oczy. - Ja to zrobiłem. Oczy George'a Robsona piekły od łez niegodnych mężczyzny. Dygotał ze zdenerwowania i strachu. Kiedy opuścił fabrykę, upał zaatakował go gwałtownie, wywołując zawroty głowy. Wstrząśnięty do głębi, oparł się o ścianę budynku i zwymiotował. Spazmy targały nim, słońce paliło jego spocony kark. Gdy zdał sobie sprawę, jak blisko był popełnienia grzechu śmiertelnego i jak bardzo rozczarował się swoim niepowodzeniem, ogarnęła go kolejna fala mdłości. W końcu żołądek opróżnił się całkowicie i suche spazmy ustały. Otarł usta wilgotną chusteczką, którą wyjął z tylnej kieszeni spodni. Osuszył spocone dłonie i otarł kark. Chciał zabić Chrisa. Wszystko miał zaplanowane. Chciał upozorować wypadek. Obluzował pasek klinowy tak, że powinien się zerwać zaraz po uruchomieniu maszyny. Gdyby pas wystrzelił na bok, zabiłby każdego, kto w tym czasie dokonywałby inspekcji pracującej maszyny. Ale pasek wytrzymał. Teraz, patrząc z perspektywy czasu, George dziękował Bogu, że nic się nie stało. Dziękował mu nawet za swoją niezręczność. Gdyby udało mu się zabić Chrisa, wcześniej czy później wszystko by się wydało i skazaliby go na śmierć, a wtedy i tak straciłby Lilę. Teraz przynajmniej miał jeszcze szansę, by ją uszczęśliwić. Poświęci jej więcej czasu. Jeżeli za miesiąc albo za rok porzuci go dla Chrisa lub kogoś równie czarującego, to trudno. Przynajmniej do tego czasu będzie należała do niego. O tak. Dziękował Bogu za oddalenie od niego potwornej katastrofy. - Panie Robson? Odepchnął się od ściany i zamrugał, widząc Sayre Hoyle, wyraźnie bez tchu i wstrząśniętą. Faktycznie, skoro nie ma do kogo mówić, to po co się starać? Ona też zobojętniałaby na wszystko i nie umiałaby nawiązać kontaktu, gdyby całymi dniami i tygodniami mu¬siała wpatrywać się w ten sam widok za oknem. Jak więzień... - Niestety, twoje prywatne sprawy stawiają mnie w nie¬przyjemnym położeniu. Niby chcesz, żebym była domow¬nikiem i członkiem rodziny, a tymczasem Ingrid zachowuje
- Muszę się stąd wynieść. - Uratowałes mi ¿ycie - powiedziała Marla urywanym skonczył college'u czy szkoły sredniej, czy czegos tam... Było Och, kochanie, obyś żyła. Nie możesz umrzeć, myślał zdesperowany. Kocham cię, Shelby, i nie mogę, nie chcę - Nawet kieliszka wina? znała, wyczuła nutę desperacji w jego głosie. jej telefon. - Detektyw Paterno.